-Ćma przyfrunęła wczoraj i zamieszkała na moim motylu...
Widoczne wyszywanki szykowałam wspólnie z moją kochaną Babcią Krysią na Kiermasz Wielkanocny do "mojej" świetlicy. Zanim poszłam na macierzyński (to był rok 2009).
Oczywiście ja tylko wyszywałam a obróbkę wokół serweteczek robiła moja babcia. Ja niestety do szydełka mam kompletnie "drewniane ręce" i nie wiem co, i jak tam plątać?.
Pamiętam, że wyszywałyśmy wtedy przez całe ferie zimowe i na dziergane było około 100 takich małych serwetuś. Nie wpadłam kiedyś na pomysł by robić im zdjęcia; dziś by się przydały... Zostało niewiele, więc te mogę Wam zaprezentować...
Takie oto postały cudaki. Zobaczcie sobie...
Pozdrawiam Was bardzo, bardzo serdecznie
i dziękuję za każdy cenny ślad!
i dziękuję za każdy cenny ślad!
Ale super:) Wielkanocne są słodkie:)
OdpowiedzUsuńAle fajne! Bardzo mi sie podabaja. Ja na szydelku tez nie umiem. Ale mamuska moje umie i napewno tez cos pod tym postem napisze :-)
OdpowiedzUsuńPrzesliczne serwetki:)Cudo!Pozdrawia serdecznie:)
OdpowiedzUsuńurocze serwetki! jaki ciekawy efekt łączenia rodzinnych talentów ;))
OdpowiedzUsuńserwetki świetne! najbardziej podobają mi się te zajączki :) dzięki za odwiedziny i udział w moim candy! pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńmamuska umie, a owszem, ale juz rece nie chca szydelka, a szkoda, bardzo lubilam robic.
OdpowiedzUsuńSerwetki sa przesliczne, lubie takie malenstwa!